Kiedy Krzysztof Kolumb kończył przygotowania swojej wyprawy do Indii, w niewielkim browarze średniowiecznego Salzburga, przy schodkach prowadzących do ujęcia wody pitnej, w miedzanej kadzi powstawała pierwsza warka chmielowego napoju. Był rok 1492. Piwo okazało się odkryciem! Minęło ponad 520 lat, a ono nadal cieszy się popularnością. Schodki trafiły na szyldy i etykietki. Odnajdziemy je także w nazwie. Salzburski Stiegl to dzisiaj największy prywatny browar w Austrii.
Naszą wyprawę śladami złocistego trunku zaczynamy od wystawy Piwa „Stiegl”. W pokazowej warzelni powstaje tu co miesiąc nowa, limitowana kreacja piwna. We wnętrzach dawnej słodowni poznajemy historię najstarszego napoju naszej cywilizacji, dzieje browaru i technologie produkcji. Próbujemy ekstraktu przed fermentacją oraz niefiltrowanego piwa prosto z tanku leżakowego. Zaglądamy do piwnic, gdzie w beczkach po koniaku i whiskey dojrzewają specjalne, mocne gatunki o charakterze szampana. Wreszcie czas na degustację. Przy całej tej różnorodności trudno wybrać tylko trzy rodzaje. Po namyśle dycydujemy się na tradycyjnego lagera „Goldbräu”, naturalnie mętnego, nieklarowanego „Paracelsusa” i orzeźwiającego „Holler Weisse” – radlera z piwa przenicznego i soku z kwiatów czarnego bzru. Teraz rozmiem, dlaczego kuflem „Stiegla” nie gardził nawet Mozart.
W spadku po mnichach
Nasz szlak prowadzi dalej do Browaru Augustianów Müllner Bräu. Przekraczając jego progi nie przypuszczamy, że za niepozornymi drzwiami kryje się największa „świątynia piwna” w Austrii. Przez prawie trzy stulecia restauracja rozbudowywała się sukcesywnie, aby sprostać stale rosnącemu naporowi spragnionych robotników, rzemieślników, urzędników, duchownych, turystów, gości i gwiazd festiwalowych, profesorów i studentów. Dwie hale i trzy mniejsze sale mieszczą ponad tysiąc gości. Dziś jest ciepło, więc zacieniony kasztanami ogród z miejcami dla półtora tysiąca osób pęka w szwach. Skąd taka popularność? Jak nigdzie indziej, można tu konsumować przyniesione ze sobą potrawy. Stali bywalcy zostawiają tu swoje prywatne kufle w zamykanych schowkach. Nie ma serwisu, są za to kramy oferujące kiełbaski, golonki, żeberka, ryby, precle i „sprężynki” czarnej rzepy – tutejszy rarytas do piwa.
Atmosfera browaru pozostała niezmienna od stu lat: wciąż te same kasztanowce, drewniane ławy i stoły, od stu lat obowiązujące godziny otwarcia od 15:00 do 23:00. Od stu lat punktualnie o 23:00 gaszone są światła, a ostani maruderzy płoszeni są przez personej za pomocą wiązki światła latarki. I od stu lat ta wczesna pora zamknięcia smuci zagorzałych piwoszy.
Najpierw wybieramy sobie odpowiedniej pojemności kamienny kufel, następnie płuczemy go w fontannie z lodowatą wodą, potem udajemy się do kasy i dalej z kwitkiem do beczki z piwem i…tu niestety samoobsługa się kończy. Za to raz wybrany kufel towarzyszy nam przez cały wieczór.
Gorycz bez pszenicznego
Jan Długosz nie mógł wyjść ze zdumienia, opisując jak to Konrad II Garbaty, książę ścinawski i prepozyt wrocławski, nominowany na arcybiskupa Salzburga, wyruszył w towarzystkie prałatów na objęcie nowego urzędu. A potem zawróciö w połowie drogi, kiedy dogoniła go wieść, że w Salzburgu nie warzy się jego ulubionego piwa pszenicznego, do którego od dzieciństwa był przyzwyczajony. Dzisiaj Konrad nie miałby takich dylematów.
Salzburg faktycznie dość późno odkrył walory piwa pszenicznego. Pierwszy i jak dotąd jedyny browar, specjalizujący się w produkcji takowego, nosi nazwę „Die Weisse„, a leży na obrzeżach prawobrzeżnej starówki. Teraz do niego kierujemy nasze kroki. W zacienionym ogródku piwnym pałaszujemy białe kiełbaski i precle, popijając je pszenicznym ciemnym i jasnym. Na szklance firmowej biegnie z kuflem Biała Dama. Czyżby czarownica? A może to tylko przypomnienie, że warzenie piwa było dawno temu codziennym zajęciem kobiet i odbywało się we własnych czterech ścianach. Najpierw gospodynie piekły chleb, a potem warzyły napój, który do fermentacji wykorzystywał unoszące się w powietrzu drożdże. Pewnie dzisiaj tylko warunkowo nazwalibyśmy ten napój piwem. Dominację kobiet przy kadzi warzelnej przerwali mnisi, którzy w złocistym trunku odkryli nie tylko świetny sposób na przetrwanie postu, ale także nie mniej złocisty interes. Wzmocnieni posiłkiem i wybornym pszenicznym udajemy się odkrywać walory piwne salzburskiej prowincji.
Na zdrowie arcybiskupa
Zaczynamy od najstarszego (1475 rok) istniejącego do dzisiaj browaru na Ziemi Salzburskiej, Kaltenhausen, którego zadaniem było niegdyś gaszenie pragnienia arcybiskupów, ich dworzan i miejscowych elit. Oprócz wciśniętych między skałę a rzekę budynków browaru, karczmy i niewielkiej kapliczki, niczego innego nie ma w tej miejscowości. Jedyna ulica, droga krajowa łącząca Salzburg i Hallein – biegnie przez środek terenów browaru.
Oglądamy objęte ochroną zabytkowe sale karczmy z XVI wieku. W sąsiedztwie stolików stoją kadzie warzelne, w których powstają wyroby sezonowe i eksperymentalne. Pusto tu dziś, ponieważ w tak upalne dni goście wolą świeże powietrze i cień kasztanowców. My także wybieramy stolik w ogródku. Do gulaszu z kurek i knedla bułczanego popijamy łagodny w smaku Kellerbier oraz dumę tutejszego mistrza, „1475 Pale Ale” – tradycyjne, lekko chmielone piwo górnej fermentacji o pięknej bursztynowej barwie.
Warzone z fantazją
W Hof na wschód od Salzburga odwiedzamy browar Gusswerk. Charyzmatyczny właściciel, Reinhold Barta, warzy swoje piwo z fantazją. Jako jedyny w Austrii produkuje zgodnie z założeniami ruchu Demeter, czyli rolnictwa biologiczno-dynamicznego. Kosztujemy ekstremalnie mocnego piwa „Krinnawible”, które dojrzewało w starych beczkach po whiskey. Można je też kupić w bardzo efektownej, kamiennej butelce zamykanej korkiem ceramicznym.
Na deser zostawiamy sobie Trumer Bier w Obertrum. Zwiedzamy warzelnię z otwartymi kadziami fermentacyjnymi i nie możemy się doczekać, kiedy wreszcie zanurzymy usta w piance mocno goryczkowego, najbardziej znanego austriackiego pilsnera „Trumer Pils”. Do naszych wysmukłych szklanek płynie on prosto z beczki, ale podobno przy szczególnych okazjach płynie także z fontanny przed karczmą. Podoba się nam unikatowy kształt butelek i nietypowe dowcipne etykietki, więc zabieramy kilka piw na prezenty.
Wypoczywając w okolicach Faistenau warto odwiedzić browar Bramsau-Bräu i spróbować naturalnie mętnego piwa pszenicznego, do którego najbardziej pasują żeberka, specjalność szefa kuchni.
W regionie Pinzgau koniecznie trzeba wstąpić do Bräurupp w Mittersill na doskonałe piwa marcowe i pszeniczne. Własne zaplecze rolnicze, stawy rybne i prawa łowieckie przekładają się tu na doskonałą kuchnię.
Masowa produkcja piwa należy do przeszłości. Wielbiciele złocistego napoju domagają się wyrobów rzemieślniczych, indywidualnych, warzonych z pasją. Salzburg i Ziemia Salzburska z ponad dwudziestoma browarami nie pozostawiają pod tym względem nic do życzenia i zapraszają na dokrywanie regionalnego krajobrazu piwnego w całej jego różnorodności na szlaku Via Culinaria dla piwoszy i miłośników sznapsów. Przekonajcie się sami. Na zdrowie!