Wędrówki i kąpiele leśne
Długie dni na łonie natury, zabawy w lesie i nad strumieniem, całkowita wolność i nieokiełznane szczęście. Kiedy Marion Neumann wspomina swoje dzieciństwo, na myśl przychodzą jej przede wszystkim spotkania z naturą. Zycie na alpejskej farmie było proste, ale prawdziwe. „Natura dawała nam, dzieciom, tak wiele bodźców i zaspakajała naszą potrzebę odkrywania”, mówi dyplomowana pedagog zdrowia, która po latach zdobywania wykształcenia i podróżowania w kraju i za granicą wróciła w swoje rodzinne strony. Dzisiaj wciąż to natura – las, brzeg rzeki Longa – i jej konie są dla niej fundamentem, miejscem gdzie znajduje odpoczynek i spokój ducha. „Podczas spacerów z gośćmi zawsze uderza mnie to, jak trudno jest wielu osobom obcować z przyrodą. Ma się wrażenie, że wielu z nich utraciło z nią kontakt. Nie znają już żadnych gatunków drzew, roślin ani zwierząt. Niektórzy nawet boją się tych wyjść do lasu. Często jednak to właśnie to zabawowe podejście do spotkania z lasem przywołuje zakopane gdzieś głęboko dobre wspomnienia. I nagle znów pojawia się radość odkrywania nowego i ciekawość. Nierzadko pojawia się też wielkie zdziwienie. Wielu rodziców zauważa, że do tej pory nie przekazało tego doświadczenia swoim dzieciom i z całego serca tego żałuje. Celem jest zapomnienie na łonie natury o czasie i przestrzeni.”
Las uczy otwartości i obecności
To właśnie zanurzenie się wszystkimi zmysłami w naturalnej i żywej przestrzeni lasu oraz rozumne zaangażowanie w jego bodźce zewnętrzne jest przedmiotem zainteresowania Marion Neumann. Badania potwierdzają, że nawet 15-minutowy pobyt w lesie obniża ciśnienie krwi i poziom stresu. Nie trzeba nawet nic robić. I to jest właśnie to, co Marion Neumann chce osiągnąć: Kiedy latem odbywa swoje cotygodniowe „uważne wędrówki” z gośćmi, nie chodzi jej o wydajność, metry wysokości czy tempo. Wręcz przeciwnie: za pomocą prostych ćwiczeń stara się powstrzymać uczestników od takich zachowań: „Niezależnie od tego, czy wędrujemy, czy też „kąpiemy się w lesie”: Moim głównym celem jest nauczenie ludzi, aby znów szanowali przyrodę, rośliny, zwierzęta i bliźnich. Chodzi o percepcję, otwartość i obecność. To dzieje się samo z siebie, gdy przebywa się w przyrodzie całym sercem.”
Smakowanie przyrody w schronisku Brenntweinerhütte
Galaretka świerkowa i syrop limbowy.
Gospodyni alpejskiego schroniska, Sabine Lechner, również ciągnie na łono natury. Jeśli pozwala jej na to codzienna praca w bacówkce Branntweinerhütte na górze Aineck w St. Margarethen, lubi zaczynać każdy dzień od krótkiego, półgodzinnego spaceru po lesie. „To tak, jakby las zawsze dawał mi kuksańca we właściwym kierunku” – uśmiecha się 35-latka, która zarządza schroniskiem od 2005 roku. „Za każdym razem, gdy jestem w lesie, wracam do domu jako nowa osoba. Las oddziałowuje na mnie bardzo pozytywnie. Po pobycie na świeżym powietrzu czuję się pogodniejsza i lekka”. Za bacówką Branntweinerhütte rosną prastare modrzewie i świerki, wiele z nich naznaczonych uderzeniami piorunów i o kapryśnych kształtach. Już sam ten widok jest dla Sabine Lerchner błogosławieństwem, gdy w chacie znów robi się tłoczno. Tę miłość do przyrody chce przekazać wędrowcom, którzy przychodzą do jej schroniska. Niektórzy z nich są na jednodniowej wycieczce, ale inni decydują się przenocować w jej certyfikowanej bacówce Lata na Halach na wys. 1800 m n.p.m. Wszyscy jednak przychodzą tu, aby spróbować wspaniałych domowych przysmaków ręki pani domu. Jest tu na przykład domowy syrop z krwawnika, naleśniki ziołowe z dżemem świerkowym, galaretka limbowa z jogurtem alpejskim i oczywiście wiele rodzajów sera z mleka własnych krów.
Miłośnicy ziół i kuchni bazującej na dzikich i uprawnych ziołach będą tu w siódmym niebie. Pierwszorzędne dania z ziołami w roli głównej lub jako aromatyczny dodatek rozsławiły bacówkę daleko poza granicami regionu. Rekomenduje ją również lokalny przewodnik kulinarny Via Culinaria jako ziołową oazę.
Alpejska bacówka z certyfikatem TEH oferuje naturalne produkty do domowej apteczki
Sabine Lerchner odziedziczyła swoją miłość i pasję do ziół i drzew po swojej prababci Thres. „Już jako mała dziewczynka wychodziłam z nią często na spacery i zbierałam to, co oferowała pora roku” – wspomina Sabine Lerchner. Dziś certyfikowana terapeutka TEH sama wytwarza wiele produktów: między innymi nalewkę z arniki, maść żywiczną, esencje roślinne z lawendy, mięty pieprzowej i rumianku, a także pomadkę do pielęgnacji ust z tynktury z melisy, arniki i wosku pszczelego. Goście schroniska Branntweinerhütte, które posiada certyfikat hali TEH, doceniają wiedzę i umiejętności Sabine Lerchner: „Jestem przekonana, że taki urlop, jak ten spędzony u nas, ma również trwały efekt. Trzeba tylko poświęcić czas w domu, aby przywołać zapamiętane wspomnienia. Z doświadczenia wiem, że również w życiu codziennym można odtworzyć uczucie przebywania w środku lasu.”
Siła kasztanowca i topoli balsamicznej w gościńcu Löckerwirt
Również z St. Margarethen w Salzburskim Lungau pochodzi Flora Löcker, gospodyni gościńca Löckerwirt. Dyplomowana zielarka TEH napisała przed laty pracę dyplomową o swoim ulubionym drzewie – kasztanowcu – i nadal fascynuje ją jego wszechstronne działanie lecznicze. „Od pąków, poprzez liście i kwiaty, aż po owoce i korę – wszystko z tego drzewa da się wykorzystać. Podobnie jest z topolą balsamiczną, na którą natrafiłam właściwie przez przypadek. Pewnego dnia, na początku lata, spacerowałam po ogrodzie i nagle poczułam ten niepowtarzalny, słodki, balsamiczny zapach cynamonu i świąt, i cynamonu, który nagle przypomniał mi dzieciństwo. Od razu wiedziałemy, że gdzieś w pobliżu musi być topola balsamiczna. I nie myliłam się.”
Topola balsamiczna na maść domową
Topola balsamiczna z Lungau (Populus trichocarpa 'Lungau’) jest szczególnym i rzadkim drzewem. W salzburskich lasach praktycznie nie występuje, ale w Salzburskim Lungau jest uważana za „rodzime drzewo” i rośnie w gospodarstwach i przysiółkach. „Z jej pąków wytwarza się olejek, z którego z kolei robi się 'dobrą maść domową’, jak mówią starzy mieszkańcy Lungau” – wyjaśnia Flora Löcker. „Właściwości lecznicze topoli balsamicznej, podobnie jak kasztanowca, zostały potwierdzone przez niemiecką 'Komisję E’ i są wykorzystywane w medycynie konwencjonalnej i homeopatii”. Teorii na to, skąd pochodzi topola balsamiczna i jak trafiła do Lungau, jesk kilka. Niektórzy zakładają, że drzewo pochodzi z Ameryki Północnej, inni, że topola balsamiczna przybyła do Lungau z Azji Mniejszej podczas wojen tureckich.
Przepis na maść z topoli balsamicznej
Krok pierwszy: przygotowanie olejowego ekstraktu z pączków topoli
Rozdrobnij garść pączków topoli balsamicznej i podgrzej je w ok. 250 ml oliwy z oliwek (oliwa powinna być tylko „ciepła w dotyku”, nie gorąca!) Zdejmij z ognia i pozostaw na 2 tygodnie.
Po upływie 14 dni przefiltruj ekstrakt, używając do tego sitka, filtra do herbaty lub ściereczki tetrowej.
Krok drugi: przygotowanie maści
Podgrzej 50 g ekstraktu olejowego (ma być tylko „ciepły w dotyku”, nie gorący!). Dodaj 5 g wysokiej jakości wosku pszczelego i ostrożnie mieszaj, aż wosk się rozpuści. Zdejmij z ognia, zamieszaj jeszcze trochę i dodaj, według uznania, 3 krople wysokiej jakości olejku z jagód jałowca (Ma działanie dezynfekujące i oczyszczające!). Następnie przelej ekstrakt do czystych słoików, zamknij szczelnie i przechowuj w chłodnym miejscu. Maść zachowuje ważność przez co najmniej 6 miesięcy.
Pąki topoli w medycynie naturalnej
Flora Löcker zbiera wiosną żywiczne, lepkie pąki topoli i moczy je w tłoczonej na zimno oliwie z oliwek przez cztery do sześciu tygodni. Następnie filtruje ten olej i przetwarza go na maść. Z pączków można też zrobić nalewkę i dodać ją do maści. „Balsam topolowy ma działanie przeciwgorączkowe, moczopędne, odkażające, odżywiające skórę i przeciwzapalne. Stosuję go na rany i blizny, a także na opryszczkę i siniaki, oparzenia, ale także na złamane kości, reumatyzm lub podagrę” – wyjaśnia Flora Löcker, która jako szefowa kuchni zna również kulinarne zalety topoli balsamicznej. Jedwabiste liście wypełnia ona na przykład pikantną mieszanką szynki, kurczaka i ziół. Goście w Löckerwirt są często zaskoczeni. Flora Löcker chętnie wyjaśnia: „Wiele osób nie wie, że można jeść liście z drzew. Najlepiej smakują one wiosną, kiedy są młode i świeże.
Naturalne smakołyki z liści brzozy, lipy i kasztanowca
Zanim zabierze się do przetwarzania jedwabistych liści na produkty dla swoich gości, daje nam je do powąchania. Wyczuwamy delikatną nutkę cynamonu, zapach Bożego Narodzenia. To wyjątkowy zapach, którego nie chce się przestać wąchać. Ale Flora Löcker zaplanowała na dzisiaj coś lepszego. Zabieramy ze sobą osiołka Jonasza i udajemy się na wędrówkę przez St. Margarethen w poszukiwaniu dzikich i uprawnych ziół. Naszą zdobyczą stają się stokrotki, miodunka, szczypiorek, pietruszka, bluszczyk kurdybanek, oregano, krwawnik pospolity i liście mniszka lekarskiego. Najpierw swoją porcję dostał osiołek, a pozostałe roliny zostały posiekane. Flora Löcker wygładza delikatnie duże liście topoli balsamicznej, kładzie na nich szynkę i smaruje warstwą serka kanapkowego, który uprzednio zmieszała z ziołami. Zwija liść i kroi go w cienkie plastry. Już przy pierwszym kęsie staje się jasne, że zioła i drzewa doskonale się uzupełniają. Tym, którzy robią zdziwioną minę, pani Löcker wyjaśnia: „Wiele osób nie zdaje sobe sprawy, że liście drzew są jadalne. Najlepiej smakują wiosną, kiedy są młode i świeże. Warto jest delektować się liśćmi brzozy, lipy i kasztanowca.“
Bacówka Zaunerhütte
Ziołowa czarodziejka z Riedingtalu
Na alpejskim pastwisku w Rezerwacie Przyrody Riedingtal spokojnie pasą się krowy. Wędrowcy obserwują je kątemoka, idąc biegnącym obok szlakiem turystycznym do bacówki Zaunerhütte na wysokości 1733 m n.p.m.. Tutaj wita gości para gospodarzy Willi i Heidi Kremser. Tradycyjnie w codziennych, ludowych strojach. Na ugaszenie pragnienia podają pachnący smakowicie sok z alpejskich ziół. Heidi zbiera na niego wiele różnych roślin, które rosną wokół chaty: stokrotki, krwawnik, tymianek, koniczynę, pokrzywę i liście borówki. Gospodyni najpierw je oczyszcza i zalewa wodą źródlaną, następnie dodaje cukier i cytrynę. Następnie mieszanka odpoczywa na słońcu. Po kilku dniach i częstym mieszaniu cukier się rozpuszcza, a zioła uwalniają do wody swoje lecznicze i aromatyczne substancje. Dobrze schłodzony sok smakuje wybornie, zwłaszcza w upalne, letnie dni do tradycyjnej przekąski na desce. Piec opalany drewnem pachnie domowym chlebem, a na talerzach nie może zabraknąć masła, wędzonego boczku, wołowiny czy ziołowego sera. Wszystko z regionalnej hodowli i własnej uprawy ekologicznej.
Po ugaszeniu pierwszego pragnienia goście zamawiają chleb wiejski, masło i ser. Wszystko jest robione w gospodarstwie w dolinie lub na miejscu w bacówce. „Szczególne rzeczy, które Heidi i Willi oferują swoim gościom, oprócz twardych i miękkich serów, które sami wytwarzają ze świeżego alpejskiego mleka, to herbaty, syropy, nalewki, maści i kremy z alpejskich ziół. Pomogły one już niejednemu turyście w różnych dolegliwościach. Jak to się mówi w górach, na każdą dolegliwość znajdzie się odpowiednie zioło. Również kuchnia prowadzona przez Heidi bazuje na uprawianych przez gospodynię przy bacówce ziołach przyprawowych, a jej placówak gastronomiczna rekomendowana jest miłośnikom ziół w przewodniku Via Culinaria.
Heidi, ekspertka od ziół, ma bardzo dobre doświadczenia z kroplami z ostropestu i korzenia goryczki. Nazywa się je tu potocznie „Wurzeltropfen” (krople korzeniowe). To sprawdzony przez wieki środek alpejksich rolników o wszechstronnym zastosowaniu. Wzmacniają pamięć, są dobre na żołądek, jelita, oskrzela i pomagają na żylaki. Pomagają ludziom zachować witalność do późnej starości. Wzmacniają system odpornościowy, niszczą zarazki, obniżają gorączkę, cholesterol i ciśnienie krwi. Zwykle zaleca się stosowanie 10 – 15 kropli dwa razy dziennie w razie potrzeby, 1 raz dziennie dla profilaktyki.
Zioła i kwiaty Salzburskiego Lungau w tradycyjnych obrządkach
Mówiąc o ziołach, roślinach leczniczych i kwiatch Salzburskiego Lungau, nie sposób pominąć kultwywownaej tu pradawnej tradycji kwietnych kolumn. Dwie gminy regionu, Zederhaus i Muhr, obchodzą dni swoich patronów uroczysymi procesjami, podczas których silni mężczyźni (kawalerowie!) niosą strzeliste pnie drzew ozdobione dziesiątkami tysięcy pachnących i kwitnących roślin: m. in. stokrotek, margaretek, maków, goryczki, piwonii i niezapominajek. W Zederhaus 24 czerwca (w dzień św. Jana Chrzciciela), a w w Muhr 29 czerwca (w dzień św. apostołów Piotra i Pawła) barwne kolumny niesieone są do kościoła, gdzie stoją do 15 sierpnia, święta Matki Boskiej Zielnej.